Sobota 22 lipca 2017
Rowerem da się, ale łatwo nie jest 😉
Norwegia to wyzwanie dla rowerzystów. I chyba dlatego tyle ich tam jest. Wspinają się z mozołem na strome podjazdy. Niezmiennie, przez całą podróż podziwialiśmy ich obładowanych sakwami, często mokrych od deszczu. No ale znów, widoki i przyroda rekompensują zapewne cierpienie, a i satysfakcja większa jak się człowiek porządnie zmęczy.
Jeżdżenie po Oslo rowerem jest o tyle wygodne, że można je przewozić za darmo metrem, a metro wjeżdża na strome wzgórza otaczające miasto. W komunikacji nie jest specjalnie tłoczno. Bilet godzinny kosztuje 15 zł więc wycieczkę należy zaplanować.
Dwa weekendowe dni spędziliśmy jeżdżąc rowerami. Pogoda dopisała, świeciło słońce, w zasadzie było upalnie. Pierwszego dnia trasę wyznaczył Maciek, który zjechał już Oslo rowerem wzdłuż i wszerz, drugiego dnia odwiedzaliśmy miejsca z mojej listy i okazało się, że Maciek tam nie był. Satysfakcja była więc obustronna 🙂
Startujemy spod domu, który znajduje się na południowym-zachodzie miasta, obok stacji metra Gjettum. Jedziemy w dół w kierunku fiordu. Docieramy do mariny i odpoczywamy przy jednym z wielu zlokalizowanych w centrum punktów informacyjnych przedstawiających centrum Oslo po przebudowie – projekt nosi nazwę Fjord City i jest realizowany od kilku lat. Aktualnie w wielu miejscach Oslo trwają ogromne inwestycje budowlane. Powstają nowe biurowce, apartamenty, budynki publiczne. Zapowiada się, że Oslo stanie się niedługo ikoną współczesnej, ultranowoczesnej architektury.
Ten zamek w tle znajduje się na półwyspie Bygdoy. Dziewiętnastowieczny, neogotycki budynek służył jako letnia siedziba rodziny królewskiej. Aktualnie nie jest używany przez króla i w lecie jest udostępniany do zwiedzania. Rodzina królewska lato spędza obok, w rezydencji Bygdo (Bygdo Royal Farm). Natomiast zimną część roku król mieszka i urzęduje w najważniejszej królewskiej posiadłości w Norwegii – Pałacu Królewskim. Mieści się on w centralnej części miasta.
Odpoczywamy chwilę patrząc na jachty i wodę.
Ruszamy dalej trzymając się fiordu. Docieramy do Tjuvholmen – nowoczesnej dzielnicy handlowo – kulturalno – mieszkaniowej powstałej w miejscu dawnych doków w ramach wspominanego planu przebudowy Fjord City. Niektóre stare budynki zachowano, większość to nowoczesne, industrialne perełki architektury. Mieści się tu park rzeźb, Muzeum Sztuki Współczesnej oraz publiczne kąpielisko. Wszystko robi wspaniałe wrażenie.
Jedziemy dalej wciąż okrążając fiord. Zatrzymujemy się przy charakterystycznym budynku Ratusza. Budowano go bardzo długo – 20 lat, od 1931 roku, reprezentuje styl zwany funkcjonalizmem – prosta bryła, funkcjonalność przestrzeni. Nam przypomina trochę socrealizm i trudno o zachwyt w tej sytuacji 😉
Mijamy ciekawe miejsca, jakże dla nas egzotyczne. Na przykład sauny w centrum miasta. Siedzisz w wielkiej, drewnianej beczce z oknem i patrzysz na port. Nieźle 🙂
Obok saun jest knajpka.
Stąd podziwiamy piękny budynek Opery w Oslo, która stała się symbolem miasta zanim jeszcze powstała. Stoi za nim genialne biuro projektowe o nazwie Snohetta mające siedzibę nieopodal w starych magazynach portowych.
A cóż to takiego?? Drewniana, rozwalająca się buda stoi przyklejona do betonowego nabrzeża tuż nad wodą. Wygląda jak mini-slums w centrum miasta. To sauna! A najlepsze jest to, że kształtem pasuje do przeciwległej Opery.
Jedziemy dalej. Znajdujemy ciekawe murale na budynkach terminala promowego i nurka – ufoludka, oglądamy pejzaż miasta w budowie.
Docieramy powoli do grupy budynków biurowych mieszczących prestiżowe biura, znajduje się w sąsiedztwie opery. Kompleks nazywa się Barcode i faktycznie, wysokie, wąskie budynki układem przypominają kod kreskowy. Jest to spektakularny projekt urbanistyczny mojego ukochanego biura z Holandii MVRDV. Każdy budynek jest inny i zaskakujący, jedyny w swoim rodzaju.
Nowa trakcja tramwajowa też zaskakuje. Pasy trawy na betonie jak dywany wyglądają ekstra!
Ruszamy dalej, docieramy na wschodnie nabrzeże fiordu, gdzie również trwa wielka przebudowa. Tutaj również powstało nowoczesne, miejskie kąpielisko. Jest weekend i jest upał. Pomosty są oblepione wypoczywającym tłumem. Z nabrzeża pięknie widać miasto i port.
Zgłodnieliśmy. Maciek zna fajną i niedrogą miejscówkę na północy miasta. Jedziemy. Żegnamy się z fiordem.
Po drodze mijamy Dworzec Centralny.
Tutaj, w centrum, również ustawiono miejsca relaksu i ładowania telefonów. Epoka smartphone’ów..
W Oslo jest dużo rzeźb golasów. Cóż, taki bzik 😉
Nasz cel znajduje się w dzielnicy Grunerlokka. Chodzi o dawną halę targową, dziś jest to miejsce, gdzie można zjeść ciekawy street food i kupić różne delikatesy i ryby, nazywa się Mathallen. Okolica jest mocno industrialna, loftowa, offowa. Fajnie tu, jest klimat.
W Oslo znalazłam też kilka fallusów. Oto pierwszy z nich.
Zjadamy japońskie coś z ryżem i jedziemy dalej oglądać rwącą rzekę z wodospadami i młynami wzdłuż niej. Rzeka, w górę której będziemy się wspinać nazywa się Akerselva, a największy na niej wodospad Voyenfalle. Startujemy z Mathallen – rzeka płynie obok – i jedziemy na północ. Rzeka wije się między budynkami miasta, przerzucono przez nią urocze mostki, co jakiś czas napotykamy wodospad oraz stare, ceglane młyny. Znajduję też kilka ciekawych budynków. To jest świetny spacer, doskonała alternatywa dla standardowych punktów Oslo. Bardzo nam się podoba.
Kończymy na dziś, wracamy metrem do domu, bo już nie damy rady wspiąć się pod górę na rowerach.
To był świetny dzień w Oslo.