1 sierpnia 2017
Nacieszywszy oko widokami o zapachu kawy musieliśmy brać nogi za pas, bo nasz parking od rana zaczął być oblegany przez wysypujące się z autokarów grupy głównie Azjatów, co oznacza jazgot i nierespektowanie twojej wycieraczki. Autokary wiozą turystów z Geiranger na Dalsnibbę. Mijanie się z nimi przyprawia o kołatanie serca. Jest za wąsko.
Czas wspiąć się serpentyną na Dalsnibbę. Od drogi 63 odchodzi jeszcze węższa i jeszcze bardziej stroma droga na szczyt. Jedziemy i pilnujemy, aby nie zgasł nam samochód, bo już nie ruszymy naszą krową. Niestety Norweg zbiera opłaty za wjazd na szczyt, a punkt pobierania opłat jest pod górę. Cholera! Ćwiczymy ruszanie na ręcznym nie całkiem bez trudności. Na szczycie wieje i pada deszcz. Cudownie. Jest też pieruńsko zimno. Zapominamy jednak o tym wszystkim, gdy dochodzimy na skraj wierzchołka. Pod nogami ostro w dół opada głęboka dolina, przez którą droga wije się jak wstęga, a na końcu rozlewa się granatową plamą najgłębszego w Norwegii fiordu. Otoczenie wygląda jakby lodowiec dopiero tu był. Porozrzucane kamienie, głazy, naokoło kraina jezior i skał. Obezwładniająca potęga natury.
Można też wyjść sobie na spacerek z pięcioma pieskami, nie ma problemu 🙂
Długo nie da się wytrzymać na szczycie, wiatr doskwiera. Uciekamy w dół. Mogę już robić zdjęcia, pod górę było zbyt hardcorowo.
Dojeżdżamy do Geiranger. Jest to malutka wioska oblężona turystami, położona jednak spektakularnie. Do głębokiego na ponad 600 m (!) Geirangerfjord mogą wpływać ogromne statki pełnomorskie. W sezonie osada zamieszkała przez 300 osób zamienia się w Zakopane.
Jedziemy dalej na północ. Znów musimy wspiąć się na górę. Tym razem przed nami Droga Orłów. Podobno jest ich tu więcej niż gdzie indziej. Niestety nie wypatrujemy żadnego, choć kilka razy mieliśmy okazję obserwować te piękne zwierzęta. Widok ze szczytu drogi jest równie piękny jak z Flydalsjuvet po stronie południowej.
Ciągle jedziemy drogą nr 63 na północ. Kierujemy się na Trollstigen czyli Drabinę Trolli, słynną ze swej fotogeniczności serpentynę górską. Mijamy dziesiątki wodospadów. Przy niektórych są parkingi, przy niektórych nie, choć są równie spektakularne.
Na parkingu przy punkcie informacyjnym Trollstigen gotujemy małe co nieco i idziemy oglądać słynną serpentynę. Nie jesteśmy zawiedzeni. Droga wijąca się w dolinie jest piękna. Doceniamy również architekturą budynku informacji oraz balkonu widokowego. Architektura punktów odpoczynku dla turystów to jest w ogóle odrębny temat. Pokusiłabym się o wyprawę śladem tylko i wyłącznie takich punktów i miejsc obserwacji przyrody. Norwegowie są w tym chyba najlepsi na świecie.
Ale wróćmy do naszej drabiny. Z parkingu trzeba iść kawałek, aby obejrzeć drogę. Spacer nie jest długi ani trudny. Nic tylko podziwiać.
Zjazd drogą na dno doliny zajmuje jakieś 20 minut. Bardzo często trzeba stawać w mijankach, bo ruch jest duży. Zjeżdżamy oczywiście na jedynce, inaczej stracilibyśmy hamulce. Droga jest niebezpieczna tylko ze względu na duży ruch, poza tym nie różni się ostrością od innych norweskich serpentyn. Nie była pod tym względem zaskakująca. Za to jej uroda faktycznie warta jest osobistego poznania.
Dojeżdżamy do Andersnes i tu zmieniamy drogę 63 na 64 i jedziemy nią w kierunku Drogi Atlantyckiej biegnącej wzdłuż najeżonego wyspami i wrakami wybrzeża Atlantyku. Im bardziej zbliżamy się do wybrzeża tym krajobraz zmienia się na bardziej płaski. Góry widzimy już tylko w oddali. Korzystamy z promu Afernes – Solsnes, aby przeprawić się przez Langfjorden, a następnie jedziemy pięknym mostem przez wyspę Bolsoya. Mijamy Malme i zaraz za nim odbijamy na dróżkę 663, aby pojechać dłużej wybrzeżem i zobaczyć stare, rybackie osady, dziś już niedziałające. Zaraz po zjeździe na 663 szukamy miejsca na nocleg. Znajdujemy duży parking z toaletą i zachodem słońca. Tip top, dziękujemy.
Niepostrzeżenie długie dni zaczynają dawać nam się we znaki. Jest już 22:00, a słońce jeszcze nad horyzontem wściekle świeci w okna i o spaniu nie ma mowy, a rano trzeba wstać do pracy i jechać dalej. Troszkę jesteśmy niewyspani…
Widoki zapierające dech w piersiach -dzięki Waszej podróży zakochałam się w Norwegii, pozdrawiam serdecznie
Norwegia została w naszych sercach na zawsze. Wrócimy tam, ona jest jak magnes.