Szlak Wybrzeża – start

4 sierpnia 2017

 

Wjeżdżamy do Nordland – bram północnej Norwegii. Mrówki wędrują po naszym ciele, bo wiemy już, że damy radę dotrzeć do Nordkapp. Zostawiliśmy za sobą zieloną krainę fiordów zachodnich, czas powitać fiordy północne, czarniejsze i surowsze, ale jakże piękne i potężne w swojej dzikości.

Droga Wybrzeża (Kystriksveien) to siedmiuset kilometrowy szlak biegnący od Steinkjer do Bodo drogą nr 17 wijącą się wzdłuż wybrzeża z wyspy na wyspę. Można wybrać inną opcję dojazdu do Bodo – tzw. Arktyczną Autostradą E6, która biegnie najkrótszą trasą w głębi lądu, dolinami. Można też pomieszać, pół trasy pojechać E6 i na Szlak Wybrzeża wjechać na sam koniec, gdzie nosi już status narodowego szlaku turystycznego. Decydujemy się na wariant pierwszy, czyli cały Szlak Wybrzeża drogą 17. Wiąże się to z wydatkami i czasem. Mamy do pokonania sześć przepraw promowych, które kursują czasem zaledwie kilka razy na dzień ze względu na mały ruch. Mamy dobry czas, nadgoniliśmy, można trochę zwolnić i nacieszyć się przyrodą. I znów oszczędności na noclegach i żarciu pójdą na promy. To bardzo dobry deal. Opłaca się. Norweska kuchnia nie jest ekstremalnie atrakcyjna, poza tym trzeba lubić jeść dużo mięsa, a to nie my.  Przewodnik głosi, że przed nami zmieniający się jak w kalejdoskopie krajobraz, płaskie niziny i lasy, jeziora, góry poprzecinane fiordami, a także najsilniejszy prąd pływowy ziemi – Saltstraumen. Do tego prowincja Nordland oferuje atrakcję szczególnie kuszącą dla kotów – Skulpturlandskap – szlak współczesnych rzeźb powstałych w hołdzie przyrodzie i w korespondencji z nią. Jesteśmy ekstremalnie nakręceni. Jedziemy!

Oto, co nas czeka:

 

Wyruszamy spod Trondheim wcześnie. Jesteśmy wyspani, pogoda żyletka.

Mijamy Stiklestad, miejsce męczeńskiej śmierci Olafa. Pa pa biedny Olafie, sorry, ale ciągnie nas północ.

Pierwszego dnia szlaku docieramy do Bronnoysund. Jedziemy płaskim terenem w kierunku wybrzeża. Już na pierwszym promie sprawdza się informacja, że czasem trzeba poczekać. Mamy godzinę do promu. Czytamy, karmimy koty, pełen relaks.

Po zjeździe z promu zatrzymujemy się na gotowanie. Koty sobie trochę hasają, bo jesteśmy daleko od drogi i przy rzece, więc jest w miarę bezpiecznie dla wędrowniczków, które dostały zajoba na punkcie coraz dalszych spacerów od kampera. Koty nie uczą się na błędach i głównym wędrowcem jest oczywiście Czarny. Tak więc trzeba pilnować, na spacer tylko na głodniaka.

 

 

Droga wije się bardzo, nie da się rozpędzić, wieczorem docieramy do Bronnoysund. Po drodze czasem stajemy, aby odpocząć i popatrzeć.

 

 

Bronnoysund znajduje się dokładnie w połowie Norwegii. Nareszczie! Dotarliśmy do połowy naszej włóczęgi przez ten niesamowity kraj. Na dodatek czeka nas tu najbardziej spektakularny zachód słońca w naszej podróży oraz wspinaczka na górę z dziurą w środku – Torghatten. Mimo, że docieramy do miasteczka o 22:00 jest jeszcze całkiem jasno. Jedziemy więc pod górę z dziurą, która znajduje się na wyspie Torget 15 km na południe od Bronnoysund. Przejazd na wyspę dostarcza nieziemskich doznań wizualnych. Przed nami skąpane w ognistej czerwieni góry i morze, jakby się paliło. Podejście do dziury nie jest łatwe. Brak dobrego obuwia górskiego daje nam się we znaki. Wejście jest strome, po kamieniach, między którymi płynie strumień. Trzeba uważać, by nie skręcić kostki. Włazimy na górę w strugach potu, bo niektóre koty uprawiają sprint. Jednak tylko dlatego, że jest już późno i lepiej nie zostać w górach po zmroku.

Dziura w górze jest straszna! Przypomina podwodny kanion między Inland Sea a otwartym morzem na wyspie Gozo, tylko tu jest na powierzchni. Jednak uczucie niepokoju towarzyszące przebywaniu w tych miejscach odbieram jako podobne. I nie ma znaczenia, że aktualnie nie nurkuję. Zadziwia mnie to, bo myślałam, że nurkowanie daje unikalne odczucia, a tu proszę, niespodzianka. Dziura i widoki z góry są wspaniałe.

 

 

Czas szukać miejsca na nocleg, bo zbliża się północ. Jest ciągle jasno. W zasadzie od tego punktu zdajemy sobie sprawę, że noce nie są całkiem czarne. Słońce zachodzi na kilka godzin, ale na tyle „płytko” poniżej horyzontu, że utrzymuje się szarówka. Czasem jest ciemniej w czasie burzy niż w nocy 🙂

Godz. 23:50

 

Godz. 1:00

 

A w następnym wpisie będzie białe koło i dom wiatrów.