Nordkapp – coś się kończy, coś się zaczyna

13 – 14 sierpnia 2017

 

Nordkapp – Przylądek Północny – marzenie i cel wielu turystów – naszym nigdy nie był. Po co my tam jedziemy, Leszek? Wiesz co? Chrzanić ten ziąb, wracamy!

 

 

 

Żartowałam 😉

Że nie planowaliśmy tu być, to prawda. Ale gdzieś przecież trzeba w tej podróży dojechać. No bo co ciekawego w łysej skale nad lodowatym oceanem, smaganej wiatrami i to tak daleko? Gibraltar taki sam, a cieplutko. Naprawdę tak myślałam.  Jednak w miarę wspinaczki na północ coraz bardziej nas przyciągał. Krajobraz północy jest tak surowy i dziki, że chcesz ciągle, coraz bardziej zobaczyć jak jest dalej. I dalej, i dalej. I nagle jesteśmy tuż tuż. Zaraz koniec czegoś. Ekscytacja, łaskotanie w brzuchu.

Droga E69 z Oldefjord na Nordkapp to atrakcja sama w sobie. Posadzona na stromym klifie nad ogromnym fjordem przyprawia o dreszczyk emocji. Są tunele, w tym jeden głęboki, pod fjordem. Bo Norkapp wcale nie jest na kontynencie, leży na wyspie Mageroya. Nie jest też wcale najdalej na północ wysuniętym punktem Europy. Jest nim sąsiedni cypel – Knivskjelloden. Ale kto by wymówił tę nazwę. No i nie ma tam dojazdu. Trzeba się wspinać.

Przed samym Przylądkiem teren się wypłaszcza i droga wiedzie przez krajobrazy księżycowe.

 

 

W końcu dojeżdżamy. Bulimy na bramkach 300 złotych i możemy tu być 24 godziny. Można stanąć za darmo 7 km wcześniej na parkingu, z którego idzie się na ten drugi przylądek. Wtedy albo te 7 km przyczłapać z buta, albo rowerem, jeśli masz. Jednak na końcu są dwa wstrętne podjazdy, nie dla cieniasów. Czyli nie dla nas.

Nordkap to rozległy klif o wysokości 307 m. Jest sobie górka! Opada pionowo w dół w odmęty bezkresnego Oceanu Arktycznego, a uściślając, Morza Barentsa. Na jego krawędzi stoi legendarny, stalowy globus. Zdjęcie z nim to obowiązek. Oprócz tego na cyplu jest rozległy, żwirowy parking oraz Centrum Przylądka Północnego, gdzie znajduje się przestronny hol dla zziębniętych podróżników, kawiarnia, restauracja, sklep z pamiątkami, kaplica, wystawa poświęcona historii Przylądka oraz pełnowymiarowe kino, gdzie puszczają 20 min. film o Przylądku przez wszystkie pory roku. Jest jeszcze sala poświęcona zorzy polarnej, gdzie siedzi się w ciemności, a na ekranach wokół pokazują zorzę i gra piękna muzyka. Takie spa. Budynek jest ogromny.

Docieramy wieczorem, widoczność słabiutka. Morza nie widać w ogóle, klifu praktycznie też nie. Ale i tak jest zaj…

 

 

Łazimy długo po nocy, bo nie jest ciemno, a o godz 1:00 robi się jaśniej niż w dzień, bo rozpogadza się. No świetnie, teraz już chyba w ogóle nie zasnę. Ale spać na Nordkapp? Bez sensu.

Udaje się przymknąć oko. O poranku budzi nas słońce. Lecimy oglądać. 307 metrów klifu Norkapp jednak budzi respekt.

 

 

Korzystamy z okazji i wysyłamy zaległe kartki, które przyjechały tu z nami z Hamburga. Ceny znaczków w Danii to jakaś pomyłka, a tu na końcu Europy całkiem przystępnie. A więc żegnajcie karteczki, daleka droga przed wami 🙂

Musimy uciekać z Nordkapp, bo zapowiadają sztormowe podmuchy, co dla naszej krowy nie jest bezpieczne.

A więc to koniec czegoś i jednocześnie zalążek czegoś nowego. Rodzi się w nas wiara, że można wiele, wystarczy chcieć po to sięgnąć.

Amen.