12 listopada – 7 grudnia 2017
Wraz z przekroczeniem Pirenejów trzeba zmienić wszystko. Skalibrować poczucie upływającego czasu oraz oczekiwania co do różnych zasad, przestroić kubki smakowe, przytłumić wrażliwość na głośne dźwięki, a będzie dobrze, a nawet bardzo dobrze. I pięknie, dużo piękna i historii.
Weganie z Warszawy i Berlina niech zostaną w domu lub wezmą dodatkowy bagaż z z zapasem pasztetu z soczewicy, w przeciwnym razie grozi im śmierć głodowa. Trzeba też odkopać skrywaną na dnie każdej ludzkiej duszy potrzebę odrobiny hedonizmu, umiejętności cieszenia się prostym życiem: jedzeniem, piciem wina, długimi spacerami, rozmową, przepraszam gadaniem, paplaniem, trajkotaniem, nadawaniem w nieskończoność o pierdołach 😉 Wszystko inne może poczekać…
Podróż przez Hiszpanię to nauka historii, kultur i geografii. Kraj ten jest ogromnie różnorodny, ale są elementy wspólne:
1. Gadanie (o tym już wspominałam). Gadają wszyscy ze wszystkimi o wszystkim, rodzina, znajomi, ale też obcy sobie ludzie.
2. Chorizo, churros, dorsze i kartofelki są wszędzie, o każdej porze.
3. Kawa – podstawowy trunek świata jest i tu oczywiście ogólnodostępny na każdym rogu za 1 Eur lub mniej.
4. Wino – żłopią je od rana do wieczora codziennie. Pita jest crianza czyli wino krótko leżakowane w beczce, ale w sezonie młodego wszyscy walą młode winko, bo przecież nie poleży. Dużo też idzie bąbelków i piwa. Piwo jest małe, taka szklanka 250 ml, Niemcy płaczą jak to widzą.
5. Kościoły i wierni – Hiszpanie są krajem pięknej wiary. Cicho jest tu tylko w kościołach i może dlatego jest w nich tak przyjemnie 😉 No ale mając TAKIE kościoły, to nie dziwne. Ludzie wpadają do kościoła pokłonić się jakiejś świętej lub dotknąć stopy Jezusa i lecą dalej. Tak to wygląda. A świętych i relikwii mają w ilościach hurtowych.
6. Ciapy, kapcie, laczki – sklepy tylko i wyłącznie z obuwiem domowym znalazłam tylko na Półwyspie Iberyjskim i ciągle zastanawiam się jaki jest w tym business case 😉
Ale co na tej północy. Ano dużo innego niż na południu. Bardzo ciekawie, pysznie, bliżej do reszty Europy niż spalonemu afrykańskim słońcem południu, skąd Maurowie wyprowadzili się dopiero w XV w.
Najważniejsze dla rozwoju tej części Hiszpanii było niewątpliwie „odnalezienie” miejsca spoczynku Jakuba Apostoła, który został patronem całej Hiszpanii, a Santiago de Compostela najważniejszym miejscem pielgrzymek. Wzdłuż dróg prowadzących do Santiago powstawały od średniowiecza najważniejsze dla Hiszpanii zabytki, głównie oczywiście sakralne: kościoły, klasztory, konwenty. Rozwijały się miasta na szlakach. A że szlaków było wiele, Hiszpania pięknie się rozwijała i jednoczyła pod symbolem muszli św. Jakuba. Na północy wiedzie najważniejszy ze szlaków, tzw. francuski, ale też równie popularny, bo biegnący wzdłuż przepięknego wybrzeża – szlak północny. Jadąc przez północ Hiszpanii ciągle przecina się drogi do Santiago, ciągle widzi się namalowany symbol muszli, co oznacza, że tu jest schronisko lub jedzenie dla pielgrzymów.
Nasza droga do Santiago była dość kręta, przejechaliśmy wszystkie północne krainy Hiszpanii, które się dało o tej porze roku kamperem ze słabym silnikiem bez zimowych opon i jedną butlą gazową. Przejechaliśmy Kraj Basków, Nawarrę, Aragonię, La Rioję, Kantabrię, Asturię i Galicję. Musieliśmy zrezygnować z wjeżdżania wgłąb lądu, ponieważ noce zaczęły być mroźne. Klimat Hiszpanii jest zróżnicowany, wybrzeże jest chronione przed mrozami przez ocean, ale wystarczy przejechać przyległe góry, aby znaleźć się w zupełnie innym klimacie, który charakteryzuje gorącymi latami i zimnymi zimami. Kastylia-Leon musi więc jeszcze na nas poczekać. Zobaczymy co będzie z Kastylią-La Manchą i Madrytem.
Piękna jest północna Hiszpania. Kilka lat temu przejechaliśmy południowe wybrzeże. Wspominam ciągłą senność z powodu upału. Bardzo mądrze wybraliśmy bowiem lipiec. Nigdy więcej! Północ jest dla nas o wiele lepszym wyborem. Chłodzący ocean będzie dla ludzi północnego morza wybawieniem. Poza tym przepyszna kuchnia, świeże ryby i owoce morza to podstawa diety, ale miłośnicy mięsa też mają z czego wybierać. Pizza i pasta oczywiście są, ale to nie jest hiszpańskie. Kraj Basków i Galisja (nie mylić z Galicją) to moje typy na najlepszy popas. Kraj Basków oferuje tysiące pintxos czyli kanapeczek z bagietki, które są wystawione na barach i bierze się je samemu, co rejestruje oko kelnera, nie ma co liczyć, że nie zauważą ;-). Są bardzo wymyślne, wyglądają i smakują obłędnie!
Galisja to bogactwo owoców morza. Wystawiane są często w witrynie przed restauracją, żeby można było obejrzeć co jest w ofercie. Sposób przygotowania nie różni się zbytnio, wszędzie podobnie, albo po prostu z rusztu czy wody, albo „a la gallega” czyli posypane papryką w proszku. Wolę bez przypraw, prosto z morza na ruszt, sól, oliwa, trochę natki czy czosnku i wsio. Papryka zupełnie mi nie pasuje. Cóż, to są takie smaki tradycyjne, z którymi się nie dyskutuje tylko akceptuje.
Co jeszcze na północy oprócz jedzenia i picia, chociaż to zajmuje większość czasu 😉
Widoki. Wybrzeże północne jest dzikie, zielone, skaliste, ocean często niespokojny rozbija się falami o przybrzeżne skały. Pięknie jest. Oczywiście Hiszpanie są mistrzami niszczenia linii brzegowej betonem, okropnymi bloczyskami, więc i tu na północy, można spotkać owoce ich bezmyślnej urbanizacji. Ale na o wiele mniejszą skalę niż nad Morzem Śródziemnym. Wynika to pewnie z trudnego, skalistego terenu, a może z większego rozsądku mieszkańców północy.
Poza tym dużo innych rzeczy: cydr asturyjski, ser kantabryjski, mocne orujo, piękna, stara architektura (głównie romańska, czyli ulubiona kocia), trochę dwudziestowiecznej, też dobrej, prehistoryczne jaskinie, góry, morze, słońce, wiatr, czasem deszcz, zieleń soczysta i kolorowe liście, ciemne poranki (wschód słońca o 8:00) i jasne popołudnia, czerwień ziemi hiszpańskiej wszędzie taka sama i trochę przygód jak zwykle.
Trzy największe zachwyty północy?
1. San Sebastian
2. Tudela
3. La Rioja
Stay tuned 😉