13 listopada 2017
Jedziemy do Pampeluny czyli odjeżdżamy od morza, aby poznać Kraj Basków w głębi lądu. Przyczyna jest też natury praktycznej. Leszek opracował chytry plan zarządzania zasobami gazu. Kupimy hiszpańską butlę w Saragossie, która jest w dogodnej lokalizacji, aby oddać butlę w tym samym miejscu wracając z Hiszpanii. Saragossa leży pośrodku pomiędzy północą a południem i blisko granicy z Francją. Leszek jeszcze nie wie, że w Hiszpanii nie trzeba oddawać butli w miejscu zakupu, tak jak w Polsce. I dobrze, że nie wie, bo wówczas nie przejechalibyśmy pięknymi pustkowiami Aragonii, a to byłaby strata.
A więc z San Sebastian do Saragossy będziemy jechać przez stolicę Nawarry, następnie wjedziemy do Aragonii, a w niej przenocujemy w Jacy, a następnie pojedziemy do Saragossy zajeżdżając po drodze do Huesci (Łeski).
Wreszcie wychodzi słońce, ale też przychodzą chłodne noce. To ma do siebie zimowy wyż, również w Hiszpanii. Wolimy jednak tą opcję, niż deszczowe chmurzyska. Z racji oszczędzania gazu trzymamy się kempingów, więc Anka nas grzeje i jest git. Jedynym mankamentem, który jest codziennością zimowego kamperowca to nieogrzewane łazienki, a często bez okien. Oznacza to spacerek do łazienki i wejście do prysznica w kilku stopniach. Jest ostro. Ciepłe szlafroki naszymi największymi przyjaciółmi.
W Pampelunie jest fachowy miejski plac kamperowy z prądem. Płatny, ale połowę mniej niż camping. Łazienek na takich nie ma, ale uzupełnienie wody jest pod nosem. Toaleta na pobliskiej stacji, na starówkę 500 m. Lokalizacja idealna!
Pampeluna kojarzy się wszystkim z wariackim świętem, w trakcie którego byki gonią ludzi po ulicach starówki. Spodziewasz się więc po mieszkańcach tego miasta jakiejś południowej maniany. Tymczasem starówka Pampeluny, ale również całe miasto bardziej wygląda na niemieckie. Przechadzając się zadbanymi zaułkami trudno uwierzyć, że raz do roku przez tydzień trwa tu ekstremalnie hedonistyczne święto, w trakcie którego wszyscy tańczą i piją, a na koniec spieprzają przed rozwścieczonym stadem byków.
Bo to jest Nawarra! Nikt tu nie powie, że jest Baskiem, że to Kraj Basków. Oni przede wszystkim są Nawarczykami. Skąd ta odrębność? Z dwóch przyczyn. Nawarra koło IX wieku stała się odrębnym księstwem niezależnym od Kraju Basków. Założyli go inni Baskowie, chcący władzy, wiadomo. I tak było przez dziesięć wieków, aż Nawarrę zdegradowano do prowincji. Druga przyczyna to okres rządów Franco. Nawarczycy, w opozycji do Kraju Basków, początkowo wspierali przewrót. To spowodowało pogłębienie i po dziś dzień brak miłości pomiędzy prowincjami. Mimo to trudno nie zauważyć podobieństw. Język – ciągle ten sam kosmiczny baskijski, tu też bary uginają się po pińciosami, tu też spotykaliśmy panów w beretach z antenką. Dla nas, którzy przybyli tu na kilka godzin rzucił się w oczy spokój i porządek jakże odmienne od szalonego San Sebastian. W dalszej części naszej podróży, po opuszczeniu Saragossy znów wjedziemy do Nawarry i odwiedzimy Tudelę i tu znów będziemy mieć nieodparte wrażenie tego spokoju i uporządkowania. Nawarczycy są podobno bardzo pracowici i przedsiębiorczy. Tego nie potwierdzimy, bo nie poznaliśmy żadnego 🙁
Spacer po pampeluńskiej starówce był przyjemny, ale łba nam nie urwał. Niestety za późno dotarliśmy do katedry, która była już zamknięta, a wraz z nią podobno piękne gotyckie krużganki.
W Pampelunie jest duża cytadela (ciudadela), która jest bardzo zadbana i mieści się w niej centrum kultury i sztuki. Wieczorem jest w niej trochę mrocznie.
Pierwszy raz próbuję to coś. Barman mówi, że te robaki to ryba. Za kilka dni dowiem się, że ma to tyle z ryby co paluszki krabowe z kraba. Nazywa się to la gula i jest produktem, który ma przypominać la angulę, która faktycznie jest rybą, ale to rarytas, który jada się w Boże Narodzenie. Jest bardzo drogi. To coś zamiast anguli jest całkiem smaczne.
a to jest prawdziwa la angula
Rano jedziemy do Jacy, to będzie piękny odcinek. Aragonia zachwyca krajobrazami.
T.b.c.