Tudela

17 listopada 2017

 

Z Saragossy kierujemy się na północny – zachód w kierunku Bilbao. Zanim jednak dojedziemy z powrotem nad Zatokę zatrzymujemy się w Tudeli oraz odwiedzamy winnice słynnego regionu La Rioja.

Tudelę wybieramy spośród kilku miasteczek, które przewodnik poleca odwiedzić na trasie. Dojeżdżamy późnym popołudniem straciwszy wcześniej kilka godzin w Saragossie na poszukiwaniu butli gazowej. Parking dla kamperów to wydzielone kilkanaście miejsc z dużego parkingu miejskiego. Jest punkt serwisowy dla kamperów, ale miejsca są mocno pochyłe, a sam parking nie ma żadnego uroku. Leszek kończy pracę i idziemy na starówkę, która ucina nam głowy od przekroczenia jej bram. Nie spodziewaliśmy się tego! Jest magia w tudelskim starym mieście. Styl mudejar, tak popularny na południu Hiszpanii, na północy nie jest widoczny. Tudela jest inna, wyraźnie mauretańska. Niskie kamienice, kolorowe elewacje, wąskie uliczki, kamienne schody. Nic tylko się zgubić. Swój wygląd zawdzięcza temu, iż przed wiekami była mauretańską twierdzą z dużym meczetem. Na jego miejscu stoi obecnie katedra. To taki hiszpański standardzik 😉 Do tego wszystkiego stara dzielnica żydowska aljama, najbardziej znana w całym kraju.

Kręcimy się uliczkami Tudeli do późnej nocy. Szkoda nam nawet marnować czas na siedzenie w knajpach, co nie jest częste w przypadku kotów.

Centralny plac starego miasta zachwyca swoim klimatem. Otoczony ciekawymi kamienicami i barami tętni życiem. Pełno ludzi, dzieciaki szaleją na rowerach. Atmosfera przypomina raczej wielkie, sąsiedzkie podwórko. Jakże piękne to podwórko!

 

 

Idziemy starymi, wąskimi uliczkami do katedry. Gdzie ta katedra? Początkowo nie możemy jej znaleźć. Nagle zauważam pomiędzy kamienicami ciemne niebo odbite w gigantycznej rozecie. Patrzy na nas czarnym okiem jak gwiazda śmierci. Uczucie dziwne. Katedra jest wciśnięta między budynki. Zawdzięcza to usytuowanie zapewne dawnemu meczetowi. Tylko jedna boczna ściana od strony wieży graniczy z placem.

 

We wnętrzu katedry znajduje się muzeum diecezjalne. Można w nim obejrzeć fragmenty budynku i dzieła sztuki z różnych epok życia budowli. Bardzo ciekawe.

 

 

Po wizycie w katedrze włóczymy się uliczkami aljamy. Nad miastem góruje gigantyczna figura Jezusa. Często spotykany widok w Hiszpanii, a w Portugalii to już mają hodowlę tych Jezusów. A my jęczymy o jednego Jezusa – giganta w Świebodzinie.

Znalazłam też ładny modernizm 😉

 

Wracamy na nasz parking, nie chcemy zostawać tu na noc. Żaden kamper nie został. Znajdujemy plac kamperowy dwadzieścia kilometrów dalej w wiosce Arguedas. Jedziemy. Na miejscu niespodzianka. Parking znajduje się u stóp skały, która została oświetlona zmieniającym kolory światłem. Widać to miejsce z daleka. Co to takiego??  Podjeżdżamy. W skałach są wydrążone jaskinie, widzimy, że wiedzie do nich ścieżka. Parkujemy i biegniemy do tablicy informacyjnej. Przewodnik nie wspomina o tym miejscu. Te jaskinie to mieszkania ludzi, których nie było stać na własne lokum. Wprowadzili się tu pod koniec XIX wieku, a ostatni mieszkańcy wyprowadzili się stąd dopiero w latach 60 XX wieku. Nazajutrz idziemy zobaczyć te dziwne domostwa.

 

 

Nie możemy nadziwić się, że akurat tu zamieszkali ludzie. W takich warunkach! Musiało być ciężko tu żyć. Zimy wcale nie są tu ciepłe, a lata bardzo gorące. Mieszkańcy półwyspu to odporni i hardzi ludzie.

 

Ruszamy w dalszą drogę. Jesteśmy już o krok od cieszenia się smakiem naszego ulubionego wina. Na nocleg wybraliśmy Elciego. Dlaczego? O tym następnym razem.

papa